- Wiemy, że całego świata nie da się naprawić, ale dając dzieciom rodzinę i poczucie bezpieczeństwa, trochę ten świat naprawiamy – mówią Daria i Piotr Sobasiowie, którzy prowadzą rodzinny dom dziecka.
– Przede wszystkim trzeba być przekonanym, że chce się pomagać dzieciom. Nie jesteśmy placówką, w której się pracuje, ale rodziną – mówi pan Piotr. – Dzieciom, którym zabrakło rodzinnego ciepła, pokazujemy jak wygląda życie w domu, że każdy ma swoje obowiązki, a jak ktoś jest chory, to mama robi mu ciepłą herbatę i okrywa. Staramy się zmienić ich myślenie - dodaje pani Daria.
Czasem trwa to kilka miesięcy, a czasem kilka lat. – Warto czekać. Jeden z chłopców, który nie mówił i prawie nic nie jadł, teraz chodzi do szkoły i coraz lepiej je. Kiedyś podszedł do mojej żony i powiedział - kocham Cię mamusiu. Jak się widzi taką zmianę, to wtedy jest ogromna radość – dodaje pan Piotr.
Wiele światów pod jednym dachem
Stworzyli dom pełen miłości i ciepła. Choć dzieci pochodzą z różnych światów, to są ze sobą bardzo zżyte i tworzą zgraną całość.
Najmłodszy jest Kubuś, ma 3 lata. Adoptowany syn państwa Sobasiów jest małym majsterkowiczem. Uwielbia wszystko rozkręcać, a później składać. 9-letnia córka Gaja jest uzdolniona muzycznie i plastycznie, gra na fortepianie, śpiewa w chórze, lubi czytać książki i jest zuchem.
W pieczy zastępczej są dwa rodzeństwa. Kacper ma 4 lata, uwielbia dinozaury, a 6-letni Igor samochodziki, chłopiec chce zostać piłkarzem. Ich 8-letni brat Mikołaj, to wielki fan Spider-Mana. Drugie rodzeństwo to 4-latek i 13-latka. Chłopiec uwielbia się przytulać i bawić zabawkami, a jego siostra uczy się grać na gitarze, jest harcerką i mistrzynią koktajli. Marzy o otwarciu swojej herbaciarni, ale bierze jeszcze pod uwagę zostanie prawnikiem.
Miejsce szczęśliwych chwil
Z okna ich salonu roztacza się wspaniały widok na Telegraf. Za ogrodzeniem spacerują sarny. – Czasami podchodzą lisy, mamy też całą rodzinę bażantów. Tutaj jest pięknie – mówi pan Piotr.
Przy siódemce dzieci jest też mnóstwo obowiązków. Najpierw śniadanie, później trzeba zawieźć dzieci do przedszkola, szkoły, albo na wizytę u specjalisty. Do tego dochodzą jeszcze popołudniowe zajęcia.
- Stałe punkty dnia są bardzo ważne dla dzieci w rodzinach zastępczych. Wtedy czują się bezpiecznie, wiedzą, że nic ich nie zaskoczy. Na przykład w każdą niedzielę jest rosół, który wszyscy uwielbiają – dodaje z uśmiechem pani Daria.
Wieczorem jest czas na zabawę i rozmowy o wszystkim. – Możemy posłuchać jak Gaja gra, albo poczytać. Dzieci mają też swoje obowiązki, najstarsza dziewczynka odkurza, chłopcy myją krzesła i stół po kolacji, dzięki temu możemy poświęcić dzieciom więcej czasu. To wszystko da się zorganizować, jak w każdej rodzinie – mówi pani Daria.
Pomagają babcie Basia i Krysia, które od samego początku są bardzo zaangażowane w opiekę nad dziećmi.
Mama, tata, siostra i brat
Do rewolucyjnych zmian w życiu zainspirowali ich znajomi, którzy prowadzą rodzinny dom dziecka. Państwo Sobasiowie przez dwa lata przygotowywali się na przyjęcie dzieci. Wiedzieli, że najpierw muszą im stworzyć odpowiednie warunki. Wzięli kredyt i zbudowali dom. Do tego doszły szkolenia, testy psychologiczne i szereg innych formalności.
Na początku małżonkowie prowadzili pogotowie rodzinne, a od półtora roku są rodzinnym domem dziecka. Niektórzy podopieczni byli z nimi tylko przez chwilę.
- Większość małych dzieci trafia do adopcji i my byliśmy na to przygotowani. Rozstania były dla nas trudne, ale wiedzieliśmy, że są one dobre dla tych maleństw. Jak oglądamy filmiki z adoptowanymi dziećmi i widzimy jak rosną, że są szczęśliwe, to my również tak się czujemy – mówi pani Daria.
- Bardzo cieszyliśmy się gdy pierwsze z dzieci, półtoraroczna dziewczynka wróciła do swoich rodziców. Dziękowali nam za pomoc, nawet zaprosili nas do siebie żebyśmy zobaczyli, że ona jest bezpieczna – wspomina pan Piotr.
- Pamiętam, że siedziała na kolanach mamy i powiedziała do niej - mama. Później przeszła do mnie i również powiedziała – mama. Zaczęłyśmy się bardzo śmiać, bo malutka mówiła tylko to jedno słowo, ale to było takie niezwykłe – wspomina pani Daria.
Posiadanie dużej rodziny, było również marzeniem ich córek. - Kubuś dla Gai jest wymarzonym bratem, a moja córka Oliwka, która nie mieszka z nami, jest wręcz zakochana w Kacperku – mówi pan Piotr. - Pamiętam, że zanim zostaliśmy rodziną zastępczą, to Oliwka mówiła, że chce mieć braciszka, takiego siedmiomiesięcznego i pojawił się Kacperek. Miał dziewięć miesięcy – dodaje pani Daria.
- Przede wszystkim trzeba mieć w sobie dużo miłości do dzieci, ale trzeba też mieć świadomość, że początki mogą być trudne. Dzieci, które trafiają do pieczy zastępczej mają różne problemy. Trzeba dużo zaangażowania i cierpliwości zanim na ich buziach pojawi się uśmiech. Ważne, że nie zostajemy z tym sami. We wszystkim bardzo nas wspiera Ośrodek Rodzinnej Pieczy Zastępczej. Od początku mamy przydzielonego koordynatora, który w każdej chwili może nam pomóc - podkreślają małżonkowie.
- Ale problemy nie dotyczą tylko rodzin zastępczych. W każdym domu może się zdarzyć, że dziecko zachoruje, albo zacznie stwarzać problemy wychowawcze, takie jest życie – dodają.
Kto może zostać rodziną zastępczą?
Rodziną zastępczą może zostać osoba samotna lub małżeństwo. Ubieganie się o kwalifikację na opiekuna zastępczego uwarunkowane jest spełnieniem wymogów ustawowych oraz ukończeniem specjalnie przygotowanego szkolenia.