Na potrzeby walki z koronawirusem, oddział dziecięcy ostrowieckiego szpitala przekształcono w izolatorium. Dla chorych, u których zachodzi podejrzenie zakażeniem przygotowano piętnaście izolowanych stanowisk. Po blisko trzech godzinach oczekiwania i sporze na linii załoga karetki - personel medyczny, a dokładnie kierownictwo SOR, zakończonym interwencją policji, do izolatorium trafiła starsza mieszkanka powiatu starachowickiego, która miała poważne schorzenia i dodatkowo objawy charakterystyczne dla COVID-19.
- W piątek doszło do nie pierwszej już tego typu "kolizji", bo jak mówi powiedzenie, gdzie drwa rąbią, tam wióry lecą. W szpitalu obecny był w tym czasie, dosłownie sto metrów od SOR dyrektor Adam Karolik i w każdym momencie można było się do niego zwrócić i przeciąć ten spór. Nie przeczę, że pacjentka za długo przebywała w rękach zespołu wyjazdowego, natomiast jej stan był stabilny i nie odniosła z tego powodu żadnej szkody. Sprawa mogła być wyjaśniona znaczenie sprawniej i z korzyścią dla wszystkich. Myślę, że wzywanie policji obliczone było na efekt sensacji, a nie na skutek w postaci usprawnienia pracy po obu stronach - komentuje zajście Andrzej Gruza, dyrektor ostrowieckiego szpitala.
Ostatecznie pacjentka, od której jeszcze w dniu przyjęcia pobrano próbkę do badań pod kątem koronawirusa zmarła w nocy z poniedziałku na wtorek. Na wynik testu lecznica czekała kilka dni. Ten przyszedł dopiero wczoraj wieczorem i okazał się ujemny.
- Na naszym izolatorium leżało do tej pory 44 pacjentów. Średni czas oczekiwania na wynik testu to trzy doby. Maksymalnie czekaliśmy sześć dób. I to jest prawdziwy problem, bo w tym czasie nie możemy położyć chorego na oddział specjalistyczny - przyznaje Adam Karolik, dyrektor ds. medycznych szpitala w Ostrowcu Św., dodając, że w tej sprawie wystosowano już dwa pisma do wojewody. - Odpowiedzi, jakie otrzymaliśmy mówiąc bardzo ogólnie, nie usatysfakcjonowały nas.
W ostrowieckim szpitalu do tej pory u dwóch pacjentów testy na koronawirusa dały wynik pozytywny. Chorzy ci przetransportowani zostali do jednoimiennego szpitala zakaźnego w Starachowicach.
- Koronawirus w naszym szpitalu nie rozprzestrzenił się na pozostałych hospitalizowanych, czy personel medyczny, na chwilę obecną nie ma żadnego zagrożenia - dodaje Andrzej Gruza.