Scorpiona każdy zna, więc i nie będziemy dzisiaj rozmawiać o tej spółce ale, jeśli pan pozwoli, to porozmawiamy o pasji – pańskiej pasji.
Człowiek bez pasji jest człowiekiem biednym. Pasje napędzają go w życiu codziennym i ja, patrząc na swoje życie, pasje mam chyba od samego urodzenia. A że pasji mam dużo, to rozumiem, że dzisiaj skupimy się tylko na tej mojej największej pasji.
Czy tę pasję ma pan już od urodzenia, czy w pewnym momencie życia ona się skądś pojawiła?
Pojawiła się całkowicie przypadkowo i człowiekiem, który mnie pchnął w tym kierunku był mój tata. Pamiętam, był 1978 rok i początek roku szkolnego. Wróciłem ze szkoły, a chodziłem wtedy do drugiej klasy podstawówki i tata powiedział: „synu, chodź ze mną, nie będziesz żałował”. Te słowa zawsze dużo dla mnie znaczyły. Poszedłem więc i w piwnicy stała piękna, nowa motorynka.
No to ja już wiem o co chodzi.
Tak się zaczęło i od tamtej pory trwa.
Czym jest „stary samochód”? Czy jest to Polonez „Borewicz” z 1984 roku czy może Ford z 1932 roku?
Starym samochodem może być wszystko - każde auto, które już ma nawet zaledwie 10 lat. Wszystko zależy od tego, jak się o niego dba. Są Fordy, które nie będą starymi samochodami de facto, choć w metryce będą miały już swoje lata. Dużo zależy od tego, jak są dopilnowane przez właściciela, dopieszczone lub odrestaurowane. To świadczy o ich jakości i atrakcyjności. Teraz coraz większa moda jest na samochody zachowane w oryginale, więc rzeczywiście wychodzi cała dbałość poprzednich właścicieli.
A słyszał pan o „maluchu”, który kilka miesięcy temu został odkryty w pewnej popegeerowskiej stodole. Był okryty kocem, kołdrą i słomą – absolutnie fabrycznie nowiutki, a do tego z pierwszej połowy lat 70., czyli z tej pierwszej ich serii, z około 100 kilometrami na liczniku. Na giełdzie internetowej został sprzedany za ponad 100 tys zł.
Tak, słyszałem. Nawet w Ostrowcu około dwa lata temu też ogłaszała się pewna pani, która chciała "malucha" sprzedać. Nie byłem, nie obejrzałem go, tylko przejrzałem na portalach internetowych, że ten samochód miał mieć też znikomy przebieg, no i cena zaproponowana przez tą panią oscylowała wokół 50 tys. zł właśnie. Także i my nie byliśmy gorsi - tu na miejscu też mieliśmy takiego "rodzynka".
Czy to szaleństwo, jakby na to nie patrzeć, trochę wynika z mody na kolekcjonowanie starych samochodów?
Owszem jest teraz moda na pojazdy z PRL-u, bo na stare pojazdy moda była zawsze i zawsze będzie. Nie była ona może u nas w Polsce tak rozpowszechniona jak na zachodzie. Wiadomo - wszystko związane jest z pieniędzmi. Jako obywatele Polski Ludowej i tuz po przemianach mieliśmy inne potrzeby i pieniędzy na takie hobby tym bardziej nie mieliśmy, chociaż było bardzo wielu różnych kolekcjonerów, którzy znali się, lubili i wspomagali. Wiadomo, że była też część ludzi, którzy kolekcjonowali stare auta p,o to, żeby się pokazać, ale tych ludzi było nie aż tak wieklu także ci, co rzeczywiście mają takie mega perełki, to są bez wątpienia miłośnicy.
Lubi pan pokazać się w starym samochodzie?
Nie. Ja lubię nim jeździć. (śmiech)
A jakim?
Nie wiem, chyba każdym (śmiech). Moja żona się ze mnie śmieje, że ja wsiądę w malucha i jadę. Uwielbiam jeździć „maluchem”. bardzo lubiłem też jeździć „garbusem”, którym moja żona z kolei nie lubiła jeździć.
Niemieckim czy meksykańskim? A może brazylijskim?
Niemieckim! Z 1969-o roku. To jest typowy „Niemiec”, także wszystko w nim jest niemieckie. Odrestaurowując go wróciłem do specyfikacji z roku jego produkcji po to, by wszystko było zgodnie z jego tabliczką znamionową. Jeździło się tym samochodem tak, jakby się taczki pchało, skakał na każdym zakręcie, ale właśnie to jest to!
Czy to, o czym mówimy jest drogą pasją?
To nie jest może droga pasja. Mam klub w Ostrowcu, gdzie spotykamy się i są w nim zarówno młodzi ludzie i to oni wyszukują pojazdy, które można jeszcze kupić od jakiegoś dziadka, ciotki, wujka za naprawdę przysłowiową złotówkę. Wtedy ten pojazd można odrestaurować i jeździć nim. Ja tych dzieciaków bardzo szanuję i cenię, bo zaczynają od podstaw. Gdy sami zaczynają to robić, to jest to niezwykle fajne. Potem, wiadomo, przychodzi rodzina dorosłe życie zawodowe i coraz mniej jest na to czasu, i trzeba się już wyręczać mechanikami, którzy pomogą w odrestaurowaniu takiego pojazdu, ale te początki są zawsze najmilsze.
Pamięta pan swój samochodowy „pierwszy raz”?
Pamiętam pierwszy pojazd, który zacząłem odrestaurowywać. Chodziłem wtedy do Zespołu Szkół Mechanicznych w Ostrowcu i w związku z moją szkołą zacząłem pracować nad Junakiem. Jak zacząłem od jednego, to nagle po roku miałem już 5 takich Junaków i dlatego wielu ludzi mnie zapamiętało dzięki tym Junakom właśnie.
A jaki jest pana wymarzony samochód, którego pan jeszcze nie ma?
Corvette C1.
O kurcze, na bogato. (śmiech)
Teraz tak, bo ceny Corvette poszły znacząco w górę. Parę lat temu, gdy kupowałam swoją pierwszą Corvette C3, wtedy rzeczywiście za te pieniądze, za jakie teraz można kupić Corvette C3, można było kupić śmiało Corvette C1. Wiadomo, czas leci a Corvette też jest symbolem Ameryki i ten samochód zawsze będzie ceniony, właśnie tylko i wyłącznie ze względu na to, że jest to pierwszy pojazd tak naprawdę amerykański, który był samochodem sportowym.
Panie Pawle, pozostaje mi więc życzyć panu trzech rzeczy: zdrowia, szczęścia i tej Corvette. Bardzo dziękuję za dzisiejsze spotkanie.
Bardzo dziękuję.