Pierwsze minuty tego spotkania można podsumować krótko: „Dinamo chciało, próbowało, ale niewiele z tego wynikało”. Wynik otworzył Szymon Sićko, a rywale długo nie potrafili odpowiedzieć. Przełamanie przyszło dopiero w trzeciej minucie.
Kolejne akcje przypominały raczej pojedynek bokserski lub wymianę w tenisie ziemnym – piłka za piłkę, akcja za akcję. Kto wychodził z tego zwycięsko? Tak naprawdę nikt. Ani Industria Kielce, ani mistrz Rumunii nie potrafili zbudować wyraźnej przewagi bramkowej. Kibice byli raczej świadkami fizycznej przepychanki, w której wysoko ustawiona obrona kielczan skutecznie ograniczała dostęp Dinama do klarownych sytuacji rzutowych. Właśnie w takim rytmie upłynął pierwszy kwadrans.
Warto wspomnieć, że Industria prowadziła chwilami różnicą dwóch, a nawet trzech trafień. Nie zniechęciło to jednak rywali. W 13. minucie, po dwóch szybkich bramkach Dylana Nahi, na tablicy widniał wynik 9:5, choć przewaga ta nie utrzymała się długo.
Trzeba też powiedzieć kilka słów o grze Dinama. Czy była porywająca? Nie. Czy wyglądała jak gra zespołu gotowego walczyć o zwycięstwo za wszelką cenę? Również nie. Rumuni popełniali momentami komiczne błędy zarówno w ataku, jak i w obronie, co kielczanie potrafili wykorzystać. Dodatkowym atutem gospodarzy był Klemen Ferlin, który popisał się kilkoma świetnymi interwencjami.
W 20. minucie Alex Dujszebajew sprytnym rzutem pokonał Vladimira Cuparę i chwilowo podwyższył prowadzenie do pięciu bramek (14:9). Wydawało się oczywiste, że gospodarze spróbują konsekwentnie budować przewagę, jednak ponownie zawiodła koncentracja, przez co nie zdołali utrzymać tempa. Ostatecznie pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 21:19.
Druga połowa rozpoczęła się od bramki Alexa Vlaha, który bez większych problemów pokonał golkipera gości. Czy Rumuni potrafili odpowiedzieć? Owszem - i to w błyskawicznym tempie. Dinamo zdołało zbliżyć się nawet na jedną bramkę (22:21), jednak czy przyniosło to trwały efekt? Klemen Ferlin robił wszystko, by na to nie pozwolić. Obronił cztery rzuty z rzędu, w tym jeden z rzutu karnego, choć musiał skapitulować przy dobitce.
Dinamo było o krok od wyrównania - i dopięło swego w 37. minucie, doprowadzając do rezultatu 24:24. Gra kielczan w ataku wyglądała bardzo słabo; w ciągu ośmiu minut trafili zaledwie trzy razy, podczas gdy rywale pięciokrotnie. Rumuni mieli nawet szansę, by po raz pierwszy w meczu objąć prowadzenie.
Sytuacja gospodarzy skomplikowała się jeszcze bardziej po karach dla Theo Monara i Szymona Sićki, przez co Industria grała w podwójnym osłabieniu. Finałem problemów była podyktowana „siódemka”, która dała gościom prowadzenie 24:25. Chwilę później, po błędzie komunikacji w ataku, Pedro Veitia podwyższył różnicę do dwóch trafień, obnażając słabość kielczan. Błędy gospodarzy momentami były trudne do zrozumienia - jakby ktoś „odciął im myślenie” i kazał grać z zupełnie inną drużyną.
Wicemistrzowie Polski musieli gonić wynik… co brzmiało absurdalnie, biorąc pod uwagę, że przez całą pierwszą połowę kontrolowali przebieg meczu i byli faworytem. Jednak sport bywa bezlitosny. Na kwadrans przed końcem słabo dysponowany tego dnia Theo Monar obejrzał czerwoną kartkę -co było poniekąd podsumowaniem zarówno jego występu, jak i trudnych minut dla całego zespołu.
W kolejnych fragmentach spotkania w znakomitej formie był Vladimir Cupara, który bronił coraz pewniej, wywołując coraz większą frustrację na trybunach. Końcówka wyglądała podobnie jak cała druga połowa - kielczanie usilnie dążyli do wyrównania i odzyskania prowadzenia, by zatrzymać punkty w Hali Legionów. Mecz ostatecznie zakończył się wynikiem 34:32.
Industria Kielce – Dinamo Bukareszt 34:32 (21:19)
Kielce: Ferlin, Morawski, Cordalija – Nahi 2, Jarosiewicz 5, Latosiński, Sićko 5, D. Dujszebajew 4, Vlah 4, Jędraszczyk, A. Dujszebajew 5, Maqueda 1, Moryto 3, Karaliok 1, Monar 2, Rogulski 1
Bukareszt: Cupara, Iancu – Vujović 7, Ionita 2, Dedu 1, Buzle, Ladefoged, Valdes 1, Negru 2, Langaro 2, Stanciuć, Rosta 6, Akimenko 2, Pelayo 5, Lumbroso 2, Militaru