Jacek Zieliński, trzymając się starej zasady, że zwycięskiego składu się nie zmienia, wystawił dokładnie tę samą jedenastkę, którą oglądaliśmy przed tygodniem. Kibice mogli więc poczuć lekkie déjà vu.
Warunki w Gdyni nie sprzyjały piłkarzom — duchota dawała się we znaki obu drużynom, choć lekki nadmorski wiatr bywał chwilowym wybawieniem. Samo spotkanie lepiej rozpoczęli gospodarze. Już na początku próbował Edu Espiau, ale jego uderzenie nie przyniosło efektu.
Arkowcy, natchnieni dopingiem z trybun, próbowali zbliżać się pod pole karne Korony, jednak kolejne okazje kończyły się niepowodzeniem. Kielczanie cofnięci na własną połowę mieli spore problemy, by wydostać się spod wysokiego pressingu. Na przedmeczowej konferencji Zieliński wspominał o znakomitej akustyce stadionu w Gdyni i miał rację — doping niósł Arkę, a Koronę raczej przygniatał, bo podopieczni trenera nie byli w stanie stworzyć klarownej sytuacji pod bramką Damiana Węglarza.
Gra ofensywna gości w pierwszych minutach pozostawiała wiele do życzenia. Można było odnieść wrażenie, że kielczanie świadomie oddają rywalowi piłkę, czekając cierpliwie na odpowiedni moment. Impas w ataku przełamał dopiero w 20. minucie Konrad Matuszewski, lecz jego strzał został zablokowany. Arka, gdy brakowało jej pomysłu na grę, uciekała się do fauli — co jednak paradoksalnie nie miało większych konsekwencji, bo Korona i tak nie potrafiła zbliżyć się w okolice pola karnego.
Na kwadrans przed końcem pierwszej połowy znów próbował Espiau, ale szybszy okazał się... jego cień, bo sam zawodnik nie zdążył nawet dotknąć piłki. Po chwili dołączył do niego Martin Remacle, który zamiast w bramkę, posłał piłkę w sektor kibiców gości. Ci przynajmniej mieli okazję się obudzić, bo widowisko na boisku nie dorównywało emocjom sprzed tygodnia.
Czy było coś wartego odnotowania przed przerwą? Poza kilkoma szybszymi zagraniami i „nurkowaniem” jednego z gospodarzy — niewiele. Piłkarze zaprezentowali typowo ekstraklasowe granie „pełną gębą”, które momentami bardziej przypominało mecz niższych lig niż starcie na najwyższym szczeblu rozgrywkowym.
Po pierwszej połowie z boiska zszedł Nono, którego zastąpił chorwacki talent Stjepan Davidović. W ten sposób Jacek Zieliński dał do zrozumienia, że należy zapomnieć o tym, co było i skupić swoje siły na ataku. I tak się stało – kielczanie byli bliżej bramki z każdą minutą. Wyżej wspomniany młody zawodnik zakręcił rogala w kierunku bramki, jednak… obrońcy stanęli na linii strzału.
W 55. minucie kibice gospodarzy lekko zachmurzyli stadion – może dlatego, że także nie chcieli patrzeć, jak prezentuję się ich zespół. Gra została wstrzymana na pięć minut, a może była to tajna broń Arki, by wybić przeciwnika z rytmu, bowiem – jak twierdził Dawid Szwagra przed tygodniem – najdroższym zakupem w oknie transferowym była sauna. Patrząc na grę jego zespołu, można śmiało zgodzić się z tym twierdzeniem.
Żółto-Czerwoni próbowali jakoś konstruować akcje z przodu, ale dawało to tak mizerne skutki, że aż żal było patrzeć. W 66. minucie Patryk Szysz dobrze uderzył z rzutu wolnego, praktycznie na wprost bramki, jednak ta tym razem okazała się zbyt wąska i futbolówka powędrowała obok słupka, nie robiąc żadnej krzywdy.
Ostatni kwadrans mógł wynagrodzić kibicom mecz przy ulicy Olimpijskiej, ale czy tak się stało? Po pierwszych minutach można było odnieść wrażenie, że spotkanie zakończy się bezbramkowym remisem albo bramką w doliczonym czasie gry – po „wylewie” defensywy jednej albo drugiej drużyny.
W 85. minucie po wrzucie z bocznej linii boiska przez Wiktora Długosza w pole karne doszło do niemałego zamieszania. Jednak „kopanina”, jaka się nawiązała, była – co tu dużo mówić – idealnym podsumowaniem całego meczu. Skwitował to na sam koniec Tamar Svetlin trafieniem „gdzieś, niewiadomo gdzie”.
Gdy Mateusz Stępniak, sędzia techniczny spotkania, pokazał tablicę z doliczonym czasem gry (+6), kibice jęknęli z niezadowoleniem, bo obserwowanie tego meczu z wysokości trybun należało do istnych tortur.
Ostatecznie mecz zakończył się bezbramkowym remisem.
Arka Gdynia - Korona Kielce 0:0
Arka: Węglarz – Hermoso, Marcjanik, Navarro – Zator (84. Abramowicz), Nguiamba, Jakubczyk, Kocyła – Kerk (63. Szysz), Espiau – Oliveira (63. Rusyn).
Korona: Dziekoński - Smolarczyk, Resta, Pięczek - Długosz, Remacle (77. Strzeboński), Svetlin, Matuszewski - Nono (46. Davidović), Antonin (77. Nikolov), Błanik.