Przełom przyszedł cicho, bez wielkich zapowiedzi. Najpierw parę zwycięstw, potem pierwsze sygnały, że drużyna potrafi rywalizować z najlepszymi. Aż wreszcie dwie wygrane z kandydatami do awansu. „Chyba trochę urosłyśmy w piórka” – śmieją się zawodniczki. I choć mówią to pół żartem, pół serio, widać, że coś drgnęło.
– Początek sezonu był jaki był. Każdy potrzebuje się zgrać – mówi Gabriela Miśkiewicz, jedna z liderek zespołu. I rzeczywiście, pierwsze tygodnie nie zwiastowały wybuchu formy. Wygrane, owszem, były, ale jak to w sporcie bywa – czasem bardziej wymęczone niż wypracowane.
Potem przyszedł moment, który mógł wszystko załamać. Kontuzja Gabrieli Tomczyk, jednej z kluczowych zawodniczek, pogłębiła chaos. Zespół przegrał wysoko z Poznaniem, a potem po rzutach karnych z Legnicą.
– W Legnicy prowadziłyśmy cały mecz… A potem nagle wszystko zaczęło nam się wymykać – wspomina Miśkiewicz. – Nie miałyśmy dobrej dyspozycji w bramce. To był mały cud, że w ogóle doszło do karnych.
W sporcie drużynowym prawdziwy charakter sprawdza się nie na rozgrzewce, nie na odprawie, ale wtedy, gdy mecz zaczyna wymykać się spod kontroli. W piłce ręcznej trwa to czasem kilkanaście sekund.
– Kiedy rywal nas dogania, morale spadają. Ale wtedy najbardziej włącza się to nasze wspólne wsparcie. Krzyczymy do siebie, motywujemy, zaciskamy zęby – opowiada zawodniczka.
To wsparcie – czasem ostre, czasem pełne pozytywnych emocji – buduje tożsamość drużyny. Tak samo jak rosnąca świadomość, że w tym roku współpraca między formacjami działa znacznie lepiej.
– Bramki rozkładają się na całą drużynę. Skrzydła, kołowe, rozgrywające – każda dołoży coś od siebie – mówi Miśkiewicz.
Zmiana przyszła również z ławki trenerskiej. Od ubiegłego sezonu zespół prowadzi Szymon Żaba-Żabiński. To on miał położyć większy nacisk na przygotowanie fizyczne.
– Słyszałam nie raz, że wyglądamy lepiej fizycznie – i biegowo, i siłowo. To zasługa trenera – przyznaje zawodniczka.
Zawodniczki nie robią rewolucji taktycznych. Zamiast tego stawiają na intensywność, powtarzalność i charakter.
Jednym z najważniejszych momentów tego sezonu był mecz z Żarami. Hala wypełniła się po brzegi – rzadki widok w kobiecej piłce ręcznej w Kielcach.
– Czuć to wsparcie. Kibice to naprawdę ósmy zawodnik – podkreśla Miśkiewicz.
Jednocześnie zawodniczki muszą pogodzić się z realiami: ich mecze często pokrywają się z meczami Korony Kielce czy Industrii Kielce.
– Z chłopakami nie wygramy. Kibiców będzie tam więcej niż u nas, ale kto ma przyjść, ten przyjdzie – mówi bez pretensji, ale realistycznie.
Po zwycięstwach z faworyzowanymi Żorami i Radomiem zespół uwierzył, że może więcej.
– Może nie tylko Żory i Radom są faworytami? Może my też pukamy do drzwi czołówki? – zastanawia się Miśkiewicz.
Cel na sezon jest prosty, choć sportowo wymagający: stabilizacja formy i walka o najwyższe miejsca. Kielczanki nie chcą jedynie „zagrać dobrego sezonu”. Chcą udowodnić, że mogą realnie rywalizować o podium Ligi Centralnej.
Najbliższy sprawdzian czeka drużynę 6 grudnia. Rywalem będzie Sambor Tczew, zespół, który – choć beniaminek – potrafi zaskoczyć.
– Znamy je dobrze. Są poukładane, w Tczewie zawsze było dobre szkolenie. Będzie ciężko, ale zrobimy wszystko, żeby wygrać jak najwyżej – zapewnia Miśkiewicz.