I połowa
Pierwsza część gry rozpoczęła od bardzo wyrównanej gry w wykonaniu obu ekip. Jednak momentami miało się wrażenie, że kibice zebrani na trybunach oglądają raczej bokserską walkę na ringu. W 9 minucie niesamowitą okazję zmarnował Piotr Ostrowski, lecz piłka przeleciała obok słupka gospodarzy. Mecz rozkręcał się z minuty na minutę. Większość akcji toczyła się jednak przede wszystkim na środku boiska. Pierwsze pół godziny dyktowali przyjezdni, to oni próbowali kreować więcej akcji. 28 minuta świetne prostopadłe podanie do napastnika Orląt, lecz świetna asekuracja obrońców Spartakusa sprawiła, że sytuacja nie zagroziła golkiperowi. Minęła chwila i Jakub Jaśkiewicz uderzył zbyt mocno bramki. 32 minuta niesamowitą stuprocentową okazję zmarnował Kacper Śliwa. Zawodnik dostał kapitalne podanie, a ten uderzył niecelnie obok lewego słupka. W 42 minucie bramki dla Spartakusa strzelił Tomasz Gaj, który uderzeniem z ostrego kąta wyprowadził gości na prowadzenie. Do końca pierwszej połowy kielczanie próbowali wyrównać stan spotkania, lecz ich starania skończyły się bardzo szybko.
II połowa
Drugie 45 minut rozpoczęło się o małej przewagi ze strony Spartakusa. Powoli konstruowali okazję, by prędzej czy zaskoczyć rywala. Najstarszy kielecki klub nie potrafił wyjść z opresji jakiej się znajdował. Bardzo ciężko było, im wyjść z własnej połowy co powodowało, że gra pozostawiała wiele do życzenia. Tak jak zachodziło słońce na horyzontem, tak też powoli mecz schodził z tonu. Od około 55 minuty mecz stał się typową polską kopaniną, festiwalem błędów, niezrozumiałych wybić czy niecelnymi strzałami lecąca daleko poza bramkę. Ostatni kwadrans jak można było się spodziewać był pełen emocji nie zawsze tych piłkarskich. Orlęta rzuciły wszystko na jedną szalę, by zdobyć chociaż jeden punkt w tym spotkaniu. Emocję puszczały nie tylko piłkarzom, ale też trenerom, którzy zostali ukarani żółtymi kartkami za dyskusje z arbitrem głównym. Mecz w samej końcówce sięgnął zenitu. Kielczanie starali się wyrównać, a goście odwieść ich od tego pomysłu. W samej końcówce podstawowego czasu gry Kacper Śliwa trafił bramkę, która doprowadziła do wyrównania w tym meczu. Ostatnie fragmenty to gra nerwów i walka, o pełną pulę. Głównym bohaterem meczu został jednak sędzia, którego decyzję nie zawsze były poprawnie dyktowane. Spotkanie zakończyło się wynikiem 1:1.
- Takie mecze tym się wyróżniają, że jest nerwowo, bo jeden i drugi zespół walczył, zostawiał zdrowie. W sumie my tak naprawdę staraliśmy się jak najbardziej doprowadzić do tego remisu, z względu na to, że ta pierwsza połówka była całkiem niezła w naszym wykonaniu. Sporo sytuacji, w tym 100% których nie wykorzystaliśmy, a przeciwnik tak naprawdę stworzył dwie sytuacje i schodził z prowadzeniem 1-0 do po pierwszych 45 minutach. - mówił trener Orląt Kielce, Tomasz Kołodziejczyk.