Spotkanie rozpoczęło się od szybkiego trafienia ze strony kielczanek, jednak radość nie trwała długo, ponieważ kilka sekund później goście ze Śląska doprowadzili do wyrównania. Na kolejne bramki musieliśmy czekać ponad dwie minuty. Obie drużyny nie potrafiły pokonać bramkarek. Pierwsze przełamanie miało miejsce dopiero po trzech minutach. Mecz toczył się w tempie „bramka za bramkę”, a każda akcja kończyła się faulami czy błędami. MTS po raz pierwszy wyszedł na prowadzenie w 8. minucie, zdobywając bramkę na 3:4. Żorzanki miały doskonałą okazję, by podwyższyć prowadzenie minutę później, jednak nie wykorzystały swojej szansy. Słaba postawa w ataku i głupie straty piłki z strony kielczanek sprawiły, że rywalki zdobyły kolejne trafienie. W 15. minucie na tablicy widniał wynik 5:7.
Drugi kwadrans był pełen pomyłek i niecelnych rzutów. Piłka albo trafiała w słupek, albo w zawodniczki stojące na drodze lotu piłki. Korona grała bardzo nieskutecznie w ataku. Warto odnotować 20. minutę, kiedy padły zaledwie dwie bramki. W tym okresie uwagę przykuwała postawa Niny Smelcerz, która skutecznie „zamurowała” swoją bramkę na kilka minut, doprowadzając do frustracji rywalki. Mur padł dopiero w 22. minucie, a wicemistrz poprzedniego sezonu znów odskoczył na dwa trafienia. Na pięć minut przed końcem pierwszej połowy Żorzanki prowadziły już 7:10, co wywołało apatię wśród kibiców na trybunach przy ulicy Krakowskiej – nie tak wyobrażali sobie oni odrabianie strat przez drużynę „Pink Power”. Jednak po chwili gospodarze zaczęli się ożywiać, a po przerwie doprowadzili do stanu 10:11. Ostatecznie pierwsza połowa zakończyła się wynikiem 13:12, co pozwoliło kielczankom wyjść na minimalne prowadzenie.
Druga część rozpoczęła się od trafienia MTS-u, który doprowadził do remisu 13:13. Kielczanki szybko jednak odzyskały prowadzenie po rzucie Magdy Berlińskiej z rzutu karnego. Początek drugich 30 minut przypominał sytuację z pierwszej połowy – mecz toczył się w formule „1 vs 1” lub, jak kto woli, w stylu tenisowym. W 37. minucie błędy po stronie Korony sprawiły, że to goście wyszli na prowadzenie 14:16. Dwubramkowa przewaga MTS-u szybko jednak stopniała do jednej bramki, co wyraźnie pokazało, że kielczanki „tanio skóry nie sprzedają”. W 42. minucie, po serii niecelnych rzutów, Żorzanki prowadziły już 16:19. Gdy tylko pojawiała się szansa na odrobienie straty, na drodze stawała bramkarka gości, która skutecznie neutralizowała akcje kielczanek.
Ostatnie 15 minut meczu to prawdziwa walka o każdy centymetr parkietu, z nadzieją na zwycięstwo w ostatecznym rozrachunku. Stratę jednej bramki udało się odrobić dopiero w 48. minucie. Remis natomiast padł kilkadziesiąt sekund później (21:21). Emocje na hali udzielały się także kibicom, którzy nie zawsze zgadzali się z decyzjami sędziów – te nie zawsze sprzyjały kielczankom. Stres i napięcie zżerały zarówno jedną, jak i drugą drużynę, co miało wpływ na poziom widowiska. Straty piłek w ataku czy błędy taktyczne zdarzały się momentami dość często, jednak warto podkreślić świetną postawę bramkarek, które niejednokrotnie ratowały swoje drużyny, wlewając nadzieję po obu stronach boiska. W 56 minucie ekipa z Kielc wyszła na jednobramkowe prowadzenie 23:22, by po chwili podwyższyć je o jeszcze jedno trafienie. Spotkanie zakończyło się zwycięstwem podopiecznych Pawła Tetelewskiego 26:25 , który mógł cieszyć się z kolejnego zwycięstwa w lidze.