Dawid Radek:
– Jak Pan ocenia swoją dotychczasową kadencję tutaj, w Teatrze? Czy to, co udało się osiągnąć – m.in. przeprowadzka, remonty i wiele innych rzeczy – sprawia, że czuje się Pan nieco zmęczony?
Michał Kotański:
Trudno mi oceniać własną działalność. Na pewno są rzeczy, z których jestem zadowolony. Remont jest jedną z nich, ale również to, że udało się zbudować zespół, który bardzo ciężko pracował na sukces tego teatru. Mam tu na myśli zarówno zespół artystyczny, jak i administracyjny oraz techniczny.
W kontekście tego, co obecnie dzieje się wokół teatru, chciałbym podkreślić, że teatr to przede wszystkim ludzie. To oni tworzą to miejsce, nie budynek – chociaż oczywiście on również ma znaczenie. Poświęciłem kilka lat życia, żeby wyglądał tak, jak dziś wygląda, byśmy mogli pracować w dobrych, profesjonalnych warunkach.
Jeśli pytanie dotyczyło zmęczenia – tak, najbardziej zmęczyły mnie polityczne przepychanki. Jest mi po prostu smutno i żal, że żegnam się z Kielcami w momencie, gdy teatr – z powodów de facto politycznych – nie wie, co się wydarzy po 1 lipca.
DR:
Właśnie chciałem zapytać o te polityczne przepychanki. Czy nie uważa Pan, że może się to odbić negatywnie na postrzeganiu teatru – zarówno w regionie, jak i w całym kraju? Czy po Pana odejściu nie grozi nam, że teatr stanie się sceną politycznej walki?
MK:
Dotychczas udawało się prowadzić teatr tak, by każda widownia znalazła coś dla siebie. Mam nadzieję, że tak będzie również w kolejnych sezonach. Naprawdę nie chciałbym, by teatr stał się areną politycznych rozgrywek.
Dotąd udawało się, by te polityczne przepychanki nie niszczyły naszej pracy. Oczywiście martwi mnie, że widzowie mogą patrzeć na teatr z tej perspektywy. Ale z drugiej strony – z tego, co widzę, bilety trzeba rezerwować z wyprzedzeniem. Myślę więc, że nasza praca jest doceniana.
DR:
Czyli jest nadzieja, że widzowie będą nadal to doceniać – nawet jeśli Pan odejdzie. Miejmy również nadzieję, że te wszystkie perturbacje związane z dyrekturą zakończą się pozytywnie.
MK:
Zespół zostaje ten sam. Nowy dyrektor, wybrany w konkursie, to profesjonalista. Mam nadzieję, że Urząd Marszałkowski zrozumie, że od strony prawnej nie ma tu wielu możliwości manewru. Ten pierwszy konkurs nie tylko został rozstrzygnięty, ale procedura powinna zostać formalnie zakończona, a Jacek Jabrzyk powołany na stanowisko.
Każda inna forma powołania dyrektora będzie obchodzeniem prawa. Oczywiście można iść w stronę sądowych przepychanek, ale to odbije się negatywnie na teatrze. Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie.
Z tego, co wiem, Ministerstwo Kultury ma bardzo zdecydowane stanowisko – zaakceptuje jedynie Jacka Jabrzyka.
Wokół marszałek Renaty Janik zgromadziła się grupa osób, która podsyca emocje. Mam nadzieję, że przyjdzie moment otrzeźwienia i dojrzałego spojrzenia na sytuację. Ta cała afera nikomu nie służy – z racjonalnego punktu widzenia nie ma żadnego sensu.
DR:
Jak by Pan opisał Jacka Jabrzyka?
MK:
Jacek Jabrzyk to dyrektor artystyczny Teatru Zagłębia w Sosnowcu. Prowadzi go z dużym powodzeniem. Ma świetną orientację we współczesnym polskim teatrze. Ma też doświadczenie w prowadzeniu instytucji w mieście podobnym do Kielc i rozumie, że repertuar powinien być zróżnicowany.
Nie miałem jeszcze czasu przeczytać jego programu, ale z tego, co wiem od ludzi, był to program dobry, kompleksowy, uwzględniający dotychczasowe działania teatru i otwarty na nowe możliwości.
Z tego, co słyszałem, był najlepszym kandydatem. Tym bardziej dziwią mnie emocje i przepychanki wokół jego kandydatury.
DR:
W styczniu 2024 roku wydarzyła się dla Pana ważna rzecz – został Pan dyrektorem Teatru Telewizji Polskiej. Jak udało się pogodzić te dwie funkcje – tutaj teatr regionalny, a tam już scena ogólnopolska?
MK:
Sam się czasem nad tym zastanawiam. A mówiąc poważnie – to zawsze kwestia ludzi. Tutaj w Kielcach mam zgrany zespół, każdy wie, co ma robić, i to jest ogromna wartość tego teatru.
Powiem też w kontekście przyszłości – dobre rzeczy buduje się długo, a burzy bardzo szybko. To taka przestroga: warto szybko powołać Jacka Jabrzyka i nie kombinować.
W Teatrze Telewizji również pracuje fantastyczny zespół, który intensywnie działa nad repertuarem, pozyskiwaniem ciekawych tekstów, zarządzaniem tą ogromną machiną, jaką jest ta instytucja.
Ten rok nie był łatwy – częste podróże między Warszawą a Kielcami mnie zmęczyły. Liczę na wakacje i odrobinę snu od lipca.
Obie te prace są bardzo satysfakcjonujące. Teatr Kielecki traktuję jak dom – i opuszczam go z żalem. Teatr Telewizji to zupełnie inna skala, ale doświadczenie wyniesione z Kielc bardzo mi się tam przydaje – szczególnie w kontaktach z artystami i w zrozumieniu specyfiki pracy w teatrze.
DR:
Z dniem 30 czerwca zakończy się pewna epoka w historii tego teatru. Jakie plany na przyszłość?
MK:
Na początek – porządnie się wyspać i nadrobić zaległości książkowe. W Teatrze Telewizji jest jeszcze wiele do zrobienia. Mamy sporo pomysłów i będę mógł całą swoją energię na nie poświęcić.
DR:
A jeśli chodzi o książki – co Pan teraz czyta?
MK:
Właśnie zacząłem „Wojnę” Woodwarda – książkę o tym, jak działała amerykańska administracja i dyplomacja, gdy Putin rozpoczynał wojnę w Ukrainie.
DR:
Na koniec – jak podsumowałby Pan te wszystkie lata pracy w Kielcach? W dwóch zdaniach. Albo nawet w dwóch słowach?
MK:
Nie wiem, czy da się streścić dekadę pracy w dwóch słowach. Ale jeśli miałbym coś powiedzieć, to jestem dumny z tego, że udało się zbudować zgrany zespół. To szczególnie widać w ostatnich tygodniach.
DR:
Dziękuję bardzo za rozmowę!
MK:
Ja również dziękuję.
Rozmawiał: Dawid Radek