W składzie Korony doszło do kilku zmian. Od pierwszych minut na murawie pojawili się Nikodem Niski oraz Wojciech Kamiński. Niski zastąpił Jakuba Budnickiego, natomiast Kamiński wszedł w miejsce zawieszonego za kartki kapitana, Nono. Wobec nieobecności lidera drużyny, opaskę i odpowiedzialność za prowadzenie zespołu przejął Dawid Błanik.
Jeszcze przed rozpoczęciem meczu pogoda nie sprzyjała widowisku – nad Kielcami przeszła intensywna ulewa, która przypominała typowo angielską aurę. W takich warunkach gra w piłkę nożną nie należy do najłatwiejszych. Przemoczona murawa utrudniała płynność akcji, a tempo meczu musiało zostać dostosowane do sytuacji na boisku. Warto dodać, że Legia Warszawa przygotowuje się do rewanżowego starcia z Banikiem Ostrawa, który z kolei nie rozegrał dziś swojego meczu ligowego – spotkanie zostało przerwane po nieco ponad 20 minutach z powodu ulewy, która uniemożliwiła dalszą grę.
I połowa
Pierwszą znakomitą okazję do zdobycia bramki miał Vahan Bichakhchyan, który jednak przestrzelił – choć ostatecznie i tak został odgwizdany spalony. Korona nie zamierzała się cofać i szybko przejęła inicjatywę, pokazując, że nie zamierza łatwo oddać punktów. Legia jednak nie pozostawała dłużna – stołeczny zespół dążył do szybkiego zdobycia gola, by zyskać psychiczną przewagę. Gospodarze nie chcieli być gorsi, choć pogoda wciąż nie sprzyjała – ulewny deszcz sprawił, że boisko miejscami przypominało pole do water polo.
W 9. minucie Migouel Alfarela idealnie dośrodkował w pole karne, a Jean-Pierre Nsame wykorzystał brak krycia i strzałem głową pokonał bramkarza Korony. Napastnik z Kamerunu miał sporo swobody, co pozwoliło mu spokojnie otworzyć wynik spotkania.
Legia w kolejnych minutach zdominowała boisko, spychając Koronę do głębokiej defensywy. W 15. minucie Nikodem Niski spróbował szczęścia strzałem na bramkę, jednak Kacper Tobiasz nie miał problemów z interwencją. Chwilę później Legia ponownie zagroziła po niemal identycznej akcji, jednak tym razem Nsame nie trafił czysto w piłkę.
Korona próbowała się odgryźć – piłkarze szukali okazji do uderzenia z różnych pozycji, jednak brakowało precyzji i konkretów. Ich wysiłki przynosiły raczej nerwy na ławce trenerskiej niż realne zagrożenie pod bramką rywala. Około 30. minuty deszcz ustąpił, ale emocje na boisku wciąż były wysokie.
W 29. minucie Hubert Zwoźny oddał groźny strzał głową, po którym piłka minęła słupek o centymetry – jęk zawodu niósł się prawdopodobnie aż do podkieleckiej Dąbrowy. Chwilę później Dawid Błanik dośrodkował z rzutu wolnego, lecz Soteriou uderzył niecelnie, trafiając w bandy reklamowe.
Legia odpowiedziała błyskawicznie – po kolejnym stałym fragmencie gry wywalczyła rzut rożny. Do piłki znów dopadł Nsame i ponownie pokazał klasę, błyszcząc jak rasowy snajper. Napastnik, którego Goncalo Feio skreślił w zeszłym sezonie, tego wieczoru był zdecydowanie najgroźniejszy na boisku.
W końcówce pierwszej połowy obie drużyny grały nieco bardziej zachowawczo, wyraźnie nie chcąc stracić gola „do szatni”. Dla Legii trafienie oznaczałoby solidny krok w stronę zwycięstwa, a dla Korony mogłoby być momentem przełomowym w walce o punkty.
Na trzy minuty przed przerwą Korona miała okazję do wyrównania po rzucie rożnym. W zamieszaniu w polu karnym na murawę padli Soteriou i Wszołek, co wywołało ogromne emocje na trybunach. Kibice gospodarzy domagali się rzutu karnego, głośno wyrażając swoje niezadowolenie pod adresem sędziego Szymona Marciniaka. Arbiter jednak nie dopatrzył się przewinienia.
Ostatecznie piłkarze zeszli do szatni przy wyniku 0:1 dla gości z Warszawy.
II połowa
Druga połowa rozpoczęła się od zdecydowanego ataku gości. Już w 47. minucie Legia podwyższyła prowadzenie za sprawą znakomitego strzału Migouela Alfareli. Portugalczyk kapitalnie przymierzył z lewej strony boiska, uderzając w dalszy róg bramki i dosłownie zdjął pajęczynę z siatki Dziekońskiego.
Wojskowi nabrali wiatru w żagle i zaczęli coraz częściej gościć pod polem karnym Korony, szukając kolejnych trafień. W 51. minucie niepilnowany Jean-Pierre Nsame oddał groźny strzał po ziemi, ale bramkarz Korony był na posterunku. Legia wyczuła słabość rywala i atakowała z coraz większym rozmachem – to było niemal deja vu z meczu w Płocku. Z tą różnicą, że tym razem oba zespoły grały w pełnych składach.
Na pochwałę zasłużyli kibice Korony, którzy pomimo niekorzystnego wyniku nie przestawali dopingować swoich ulubieńców. Z kolei Legia imponowała organizacją gry, przypominając dlaczego jeszcze niedawno walczyła w ćwierćfinale Ligi Konferencji Europy i dlaczego znów gra w europejskich pucharach.
W 56. minucie Martin Remacle oddał kapitalny strzał, po którym piłka odbiła się od słupka, trafiła w plecy Kacpra Tobiasza i wyszła na rzut rożny. Uderzenie Belga mogło odmienić losy meczu – pełne sportowej złości i determinacji.
Kielczanie pokazali momentami charakter. W 60. minucie doszło do sporego nieporozumienia w ich szeregach. Piłkę przejął Ryoya Morishita, który wyszedł sam na sam z bramkarzem. Najpierw trafił prosto w Dziekońskiego, a następnie posłał piłkę obok słupka. Jego koledzy z zespołu nie kryli irytacji – zabrakło podania, zabrakło zespołowego myślenia.
Frustracja w szeregach Korony rosła z każdą minutą. W głowach zaczęła się pojawiać perspektywa drugiej porażki z rzędu na starcie sezonu. Tymczasem Legia zdawała się już być myślami przy czwartkowym rewanżu z Banikiem Ostrawa.
Na 20 minut przed końcem spotkania kibice Korony odpalili race i zaprezentowali oprawę o charakterze politycznym, skierowaną przeciwko obecnemu rządowi i polityce migracyjnej. Wspólnie z kibicami Legii na chwilę odłożyli klubowe animozje, intonując hymn narodowy, a następnie wulgarną przyśpiewkę wymierzoną w osoby poszukujące schronienia w Polsce. Stadion spowił gęsty dym, który doprowadził do przerwania gry na kilkanaście minut.
Gdy opadła zasłona dymna, piłkarze wrócili do gry, choć intensywność widowiska wyraźnie opadła. Korona starała się jeszcze szukać swoich szans, jednak zawodziła skuteczność, dokładność i – momentami – po prostu zimna krew. Strzały mijały bramkę lub trafiały prosto w znakomicie dysponowanego Tobiasza.
Ostatecznie Legia Warszawa wygrała to spotkanie 2:0, notując pierwsze zwycięstwo w sezonie i zabierając trzy punkty ze stadionu w Kielcach. Korona natomiast musi jak najszybciej podnieść się po drugim ciosie i szukać punktów w kolejnych spotkaniach.
Korona Kielce - Legia Warszawa 0:2 (0:1)
Bramki: 0:1 Jean-Pierre Nsame 9, 0:2 Migouel Alfarela 47.
Korona: Dziekoński - Kamiński, Soteriou, Pięczek - Zwoźny (57. Davidović), Remacle (75. Strzeboński), Svetlin (81. Minuczyc), Matuszewski - Niski (81. Ciszek), Nikołow, Błanik (75. Antonin).
Legia: Tobiasz - Wszołek, Pankov, Jędrzejczyk (46. Ziółkowski), Vinagre - Morishita (62. Urbański), Burch, Goncalves (86. Kapustka), Biczachczjan - Nsame (62. Rajović), Alfarela.