W ostatnich miesiącach w Stanach Zjednoczonych oraz Kanadzie coraz większy niepokój budzą ,,jelenie zombie". Budzące grozę zjawisko wywołuje neurodegeneracyjna choroba układu nerwowego, zwana CWD (ang. chronic wasting disease, przewlekła choroba wyniszczająca). W jej wyniku zakażone zwierzęta są ospałe, apatyczne, skrajnie wyczerpane i wygłodzone. Zanikają bariery strachu wobec ludzi i otoczenia. Charakterystycznym objawem chorego są ,,puste", białe oczy oraz wychudzenie. Naukowcom udało się ustalić, że syndrom ten wywołują priony, białkowe cząsteczki zakaźne.
Jak pokazuje obecna sytuacja w USA, sprawa staje się poważnym problemem. Przypadków zakażonych zwierząt jest coraz więcej. Obecnie walka z prionami jest bardzo trudna. Nie ma na nie szczepionek, niezwykle ciężko je zwalczać. Są odporne na środki dezynfekcji, formaldehyd, promieniowanie, a nawet temperaturę 600 stopni. Ponadto nie posiadamy wystarczająco dużej wiedzy na temat transmisji międzygatunkowej prionów. Jak wskazują naukowcy z Ameryki, istnieje ryzyko przeniesienia się choroby na inne zwierzęta oraz ludzi. Należy unikać płynów ustrojowych zakażonych, a także spożywania nieprzebadanej dziczyzny.
Podobny problem miała Wielka Brytania w latach 80 XX wieku. Wtedy priony zaatakowały bydło hodowlane, wywołując słynną chorobę szalonych krów. Niestety przeniosła się ona na ludzi, którzy zachorowali na Chorobę Creutzfeldta-Jacoba, śmiertelną encefalopatię gąbczastą, niszczącą układ nerwowy. Wcześniej sądzono, że zjawisko jest niegroźne dla człowieka. Sytuacja zmieniła się o 180 stopni, gdy wykryto pierwszą transmisję na nasz gatunek. Pojedyncze przypadki tego syndromu pojawiły się również w Polsce. Problem zwalczono poprzez całkowitą utylizację zakażonego bydła i badania zwierząt przeznaczonych do uboju.
W obecnym momencie trudno oszacować rozwój choroby. Na razie wiemy, że roznosi się ona pomiędzy jeleniami, łosiami czy reniferami. Co niepokojące, pierwsze przypadki zdiagnozowano także w Europie, a konkretnie w krajach skandynawskich. Prawdopodobnie przyniosły ją ptaki, które przyleciały na Stary Kontynent z USA. Raczej to kwestia czasu, aż dotrze ona do Polski. Nie ma jeszcze powodów do paniki, ale warto temat podejmować i przygotowywać się na ewentualny rozwój wypadków. Na pewno potrzebne są dalsze badania i stworzenie broni przeciwko prionom. Jak pokazała pandemia COVID-19, początkowo niegroźna sytuacja może przerodzić się w poważny problem.